wtorek, 8 marca 2016

Trochę więcej o mnie

Uznałam, że dokładne informacje na temat mojej wagi i dietowych planów powinny być zawarte w osobnym poście, w razie gdyby kogoś zniechęciła długość poprzedniego :)

Mam 175 cm wzrostu.
Nie wiem ile dokładnie ważę, bo jakiś czas temu schowałam  wagę. Ostatni raz, kiedy się ważyłam (w sobotę, mama źle ją schowała) pokazywała 54 kg. To strasznie smutne, bo jeszcze niespełna miesiąc temu było to 52 kg :<

Dokładnych wymiarów nie znam. Kiedyś, jak się mierzyłam było chyba 82-63-88, ale teraz raczej jest więcej. W szczególności w talii i pewnie biodrach (typowa ze mnie grusza). 

Mój cel to 48 kg. Ważyłam już tyle. Oczywiście i tak sądziłam, że jestem gruba, ale schodzenie niżej (BMI 15,7) byłoby chyba wyjątkowo głupie <tak jakby głodzenie się i zjadanie 5 000 kcal w postaci czekolad należało do mądrych rzeczy>.

Do świąt chciałabym ważyć 50 kg.
Jaki mam plan? Do niedzieli nic nie jeść lub jeść najmniej jak to możliwe, a potem zacząć pewną dietę, którą kilka dni temu znalazłam w internecie. Wkleję ją tutaj, jak tylko znów ją namierzę.

Głodówki nie są takie złe. Już parę razy mi wychodziło. Najgorsze są napady następnego dnia. Wiem, że muszę wziąć się w garść, bo to nie jest tak, że nie potrafię schudnąć. Ja po prostu nie daję sobie szansy.
 Muszę w końcu zrozumieć, że szczupłe uda są ważniejsze niż skosztowanie nowej czekolady Wedla.

Odezwę się jutro. Mam nadzieję, że z dobrymi wieściami :)

Rozdział 1

Witam wszystkich na moim nowym blogu :)

Nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, dlaczego go założyłam. Od dawna czytuję 'wypociny' innych, ale zawsze myślałam, że to nie dla mnie.
Od jakiegoś czasu moje życie to pasmo porażek. Zawodzę na każdej płaszczyźnie. Chyba po prostu uznałam, że taki internetowy pamiętnik pomoże mi uporać się samemu ze sobą.

Trudno jednoznacznie stwierdzić o czym będę tu pisać. Oczywiście postaram się skupić na dietach i życiu z Aną, ale myślę, że mój blog będzie miał raczej charakter luźnego, niezobowiązującego dziennika pełnego moich przemyśleń.

Tyle słowem wstępu, przejdźmy do konkretów.
Z zaburzeniami odżywania walczę od jakiś 3 lat. Wszystko zaczęło się jeszcze w gimnazjum, kiedy, jakkolwiek błaho to brzmi, na zdjęciu klasowym zobaczyłam swoje nogi. Załamałam się do tego stopnia, że postanowiłam natychmiast się za siebie wziąć. Nie ważyłam wtedy aż tak dużo. Jakieś 58 kg przy wzroście 172 cm,
   Zaczęłam chudnąć. Najpierw pierwszy kilogram, potem 5, aż w końcu doszłam do 10. Z perspektywy czasu, wydaje mi się, że było to wtedy takie proste.
 
   Początek 2015 był dla mnie okropny. Przeszłam przez prawdziwe piekło, straciłam wszystko na czym mi zależało. W zasadzie jedną nogą byłam już po drugiej stronie. Ze stresu zaczęłam jeść, a w zasadzie obżerać się. Przytyłam kilogram, potem 5, aż w końcu doszłam do 10 ;).
   Od tego wydarzenia zaczął się prawdziwy koszmar- ciągłe głodzenie się, a potem napady (w zasadzie co drugi dzień), chudnięcie, a potem  tycie.

Miałam już tego dość, zrozumiałam, że sama z tym nie poradzę. Niestety rozmowy z psychologiem  nic nie dawały. Uznałam, że moją ostatnią nadzieją jest ten blog.

I oto jestem.

**************************************
Dziękuję wszystkim, którzy dobrnęli do końca. Nigdy nie dzieliłam się swoimi problemami z innymi ludźmi i chyba było mi to bardzo potrzebne :)
Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba postanowi zaglądać tu częściej. Trzymajcie się :*